|
POD PUSZYSTE DYWANIKI
O tempora! O mores! Zawołali wszyscy oglądający
toruński video-clip pt. „Prawa ucznia”. Tylko nauczyciele nie
byli oburzeni, bo od wielu lat są uczestnikami reformowania szkoły
i świadkami ogólnej demoralizacji młodzieży, w wyniku której sceny,
jak te utrwalone przez bawiących się uczniów, towarzyszą im na co dzień.
Niektórzy z nich nawet próbują przeciwdziałać ogólnie szerzącemu się
chamstwu i agresji, ale nie mają za wielu sprzymierzeńców. Przede
wszystkim nie wspomagają ich w tych działaniach dyrektorzy - lepiej się
nie wychylać, nie ustanawiać ostrych rygorów, a jeżeli takie są
zapisane w nieszczęsnych statutach, to ich nie egzekwować. Dla
dyrektorów ważne są dane statystyczne, ściśle powypełniane rubryki,
pouzupełniane, policzone i przeliczone oraz zewaluowane dane zgodne z
wytycznymi kuratorium, ministerstwa. Nieszczęsny, niezreformowany
nauczyciel zgłasza dyrektorowi, czasami pedagogowi, że obecny na lekcji
Iksiński był nieobecny, bo najprawdopodobniej coś zażył. Iksiński
zostaje zawołany do gabinetu dyrektora. Po kolejnym dyżurze spędzonym wśród
beztrosko hasającej młodzieży nauczyciel wrócił z podbitym okiem, skręconą
kostką w nodze, bo nieopatrznie stanął na drodze rozradowanemu
uczniowi. Kolejny sprawca zamieszania został wezwany na przysłowiowy
dywanik. I tak bez końca ktoś coś zauważył i coś komuś zgłosił, a
efektów brak.
Zdesperowany
wychowawca próbuje czasami sam rozwiązać problem i wtedy staje się
obiektem ataków ze strony władzy, że psuje statystykę i opinię szkoły,
a rodzice wykrzykują mu w twarz bez jakichkolwiek zahamowań, że
niesłusznie oskarża ich niewinne dziecko. Brak wyraźnej reakcji ze
strony dyrektorów placówek oświatowych na różnego typu
ekscesy uczniów spowodował ogólne rozprężenie
dyscypliny i podważenie autorytetu szkoły. Uczeń, a także jego rodzic, wie, że z dyrektorem można załatwić
niemal wszystko. Wystarczy go tylko postraszyć skargą do kuratorium
albo artykułem w prasie, żeby dziecku zmienić ocenę z zachowania,
podwyższyć ocenę przedmiotową, najczęściej z niedostatecznej na
dopuszczającą, przenieść z klasy do klasy, „bo nauczyciel się mści”.
Cichutko, w czterech wyciszonych ścianach gabinetu załatwia się trudne
sprawy natury wychowawczej. Nauczyciela zazwyczaj stawia się przed faktem
dokonanym, czasami daje się mu burę w obecności ucznia lub rodzica, nie
wysłuchuje jego racji, bo przecież nie może jej mieć. Uczeń
ma prawo. Rodzic ma prawo. Dyrektor ma statystykę i opinię.
Nauczyciel jest winny i nie ma praw, a mobbing naprawdę istnieje.
Doszło do tego, że uczniowie w ogóle nie liczą się z nikim.
Stoją pod oknami szkoły, palą, piją i handlują narkotykami. Wszelkie
uwagi kierowane pod ich adresem spływają po nich jak po kaczkach
woda. Czasami, bardziej zdenerwowani delikwenci, wybiją komuś szyby w
domu, porysują samochód lub pobiją, ale o tym się głośno nie mówi,
bo a nuż ktoś rozdmucha sprawę i ze stanowiska , tak jak w Toruniu,
poleci dyrektor szkoły. Lepiej to załatwić w ścisłym gronie i brudy
cichutko zamieść pod puszysty dywanik.
(imię
i nazwisko znane redakcji)
Powyższy
list czy raczej tekst jest szczególnie ważny, bowiem wynika z niego, że
na naszym lokalnym poletku dzieją się rzeczy zatrważające!
Zapraszamy
do dyskusji, może ktoś z dyrektorów chciałby się wypowiedzieć w tej
sprawie. Jeśli Autor(ka) ma rację, to jakaś „bomba” wybuchnie prędzej
czy później. Może jeszcze jest czas, by ją rozbroić?
|
|